HALLERTAU
- Kamil Kuklo
- 20 mar 2024
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 paź 2024

Jeden z moich najlepszych towarzyszy z grupy planszówkowej jest ultrasem twórczości Uwe Rosenberga, przemaglował mnie już przez kilka tytułów, a wczoraj przytaszczył spore pudło Hallertau, w które ponoć bardzo dobrze, jeśli nie najlepiej, gra się we dwóch. No to spróbowałem.
TEMAT
Rzecz dzieje się pod koniec XIX wieku w niemieckim miasteczku, które słynie z produkcji chmielu i my, jako jego przedstawiciele, będziemy starali się zdobyć punkty zwycięstwa konwertując surowce i pchając w dal naszą drewnianą chałupę. Umówmy się, że ta gra mogłaby być o wszystkim, podczas rozgrywki nie czuć klimatu, nie ma tu piwnego ducha Bawarii, to jest operowanie zasobami i tyle. W porządku, możemy się nieco pobawić w farmera, ale to jest motyw który widziałem przedtem chyba w każdej grze Rosenberga i nie odnosi się on jakoś wyjątkowo do specyfiki Hallertau. 2/5.
ZASADY
W telegraficznym skrócie - na koniec każdej z sześciu rund musimy za pomocą surowców wykupić możliwość przesuwania pięciu domów rzemieślniczych na przypisanych im torach, by zwolniły one przestrzeń i umożliwiły suw naszej wielgaśnej chałupki, co przyniesie nam pod koniec rozgrywki punkty zwycięstwa (brzmi to raczej dziwnie, ale może w Bawarii tak się robiło). Niezbędne do tego celu materiały (a jest ich chyba ponad 10) będziemy zdobywali za pomocą różnych akcji z planszy wspólnej, które wymagają określonej ilości robotników, w zależności od tego, ilu graczy przed nami już z nich korzystało (tradycyjny worker placement). W między czasie będziemy dociągać karty z czterech stosów, co przy szczęśliwym losowaniu ulepszy nam produkcję, pozwoli na wymianę dóbr, czy wskaże cel na koniec rozgrywki, za spełnienie którego sięgniemy po ekstra VP. Jest to łatwe i w sumie wystarczy góra 15 minut by wiedzieć, co i jak. 3/5
OPRAWA GRAFICZNA
Zaskakująco dobra, jak na gry Uwe, od razu widać, że dla odmiany ktoś inny przygotował ilustracje i nie mamy żadnych rysowanych grubą kreską dziecięcych kulfonów. Pudełko jest ładne, tor z naszą jeżdżącą chatą również, planszetki są w porządku. Karty to tylko ikonografia, ale za to czytelna. Dam trzy i pół na pięć za całość.
KOMPONENTY
Wszystko spoko, choć ten olbrzymi kafel domu z wyciętym oknem prezentuje się dość komicznie. Surowce są dobre, mamy kostki zamiast workerów, mnie to się generalnie podoba :)

INTERAKCJA
Mamy wyścig po najtańsze dostępne akcje, poza tym nic, żadnych wspólnych celów, nie dzielimy z graczami jakiegoś rynku surowców. To nie jest stresująca gra, ot grzebiemy w swoich grządkach, przesuwamy sobie znaczniki materiałów i sami decydujemy co i w jakich ilościach chcemy wydać. Nawet punktacja jest nieznana aż do ostatniej rundy, więc nie czujemy oddechu innych na karku (o ile nie trafił nam się przy stole creep). Dwa na pięć.
ZALETY
Nareszcie zagrałem w Rosenberga, który prezentuje się przyzwoicie na stole (może "Uczta dla Odyna" zajmuje w moim rankingu estetycznym równie wysokie miejsce), dodatkowo ma wszystko to, za co wielu kocha tego twórcę, ale zaserwowane w nieco zmodyfikowany sposób. Gra nie trwa długo, mamy cele, które dają nam jakiś kierunek w grze, działa to bardzo dobrze na dwie osoby i nie przytłacza ogromem opcji (żadnego "no to gramy, wybierz jedną z dostępnych trzydziestu akcji"). Całość jest zgrabna i działa.
WADY
Mój kolega od razu dodał dwa home-rule do rozgrywki, a więc dobieranie większej ilości kart i pozostawienie jednej na ręku, oraz odrzucenie trzech z ręki, by wymienić je na robotnika. Muszę powiedzieć, że bez tego Hallertau byłby dużo ciaśniejszy i skazywał kogoś z niefartem na cierpienia (co mi po karcie, której nie mogę w zasadzie użyć?). Pomysł z ruchomym domem to jakieś kuriozum, takiego dziwacznego rozwiązania jeszcze w swoim życiu nie widziałem, ale w sumie ma to swój urok (i pasuje do tematycznej pustki jak ulał). Kolejne rundy rodzą też paraliż decyzyjny, gdy przychodzi do kupowania/sprzedawania/inwestowania surowców (każdy sobie może wykreślić z tej listy co chce, tu chyba nie ma złych odpowiedzi) w domach rzemieślniczych. Mamy kilkadziesiąt różnego rodzaju dóbr i ogarnięcie co możemy gdzie wydać i w jakich ilościach to prawie jak zadanie matematyczne. Nerd polubi, inny sięgnie po kompres.
OCENA KOŃCOWA
Uwe Rosenberg zrobił kolejną grę o tym, co zawsze, skorzystał z tych samych elementów, ale inaczej poukładał klocki i wyszło z tego Hallertau. Kto lubi twórcę, będzie zadowolony, inni nie przekonają się do niego po tym tytule, choć oprawa graficzna może nieco zachęcić do rozgrywki. Wszystko tu działa, daje satysfakcję, choć bez zmiany zasad podstawowych sukces determinowałby fart. Rozgrywka na dwie osoby trwała około 2 godzin i szczerze mówiąc bawiłem się bardzo dobrze. Nie muszę mieć tego pudełka w swojej kolekcji, ale to angażująca i w sumie miła łamigłówka. Przyznam jej siedem i pół na dziesięć, nad wyraz polecać nie będę, ale i zaklinać, by omijać tytuł szerokim łukiem, też nie.
7.5/10
BGG LINK
Ciekaw jestem czy można to zestawić jakoś z Ucztą dla Odyna czy to dwa zupełnie inne tytuły ??