EARTH
- Kamil Kuklo
- 8 cze 2024
- 7 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 21 sty

Na Earth trafiłem zupełnym przypadkiem, coś mi się obiło o uszy, ale o grze wiedziałem niewiele. Ot, jakaś karcianka w milusich klimatach ze zwierzątkami i przyrodą, zapewne hybryda Ark Nova z Encyclopedia albo Wingspan, przesiąknięta ekologicznym, może nawet hippisowskim przesłaniem. Na podstawie skojarzeń nie rwałem się specjalnie do rozgrywki, ale że lubię dokonywać wiwisekcji popularnych tytułów i być up-to-date w tym hobby, to ostatecznie skorzystałem z zaproszenia i zagrałem, co byście Wy (być może) nie musieli.
TEMAT
Wstęp to kilka zdań o ziemi, zarówno tej pod naszymi stopami, jak i pisanej przez duże "Z" planecie, po których następuje dość zaskakująca konkluzja - oto nie tylko staniemy się projektantami ekosystemów, ale jeszcze przyjdzie nam składać do kompostu niewykorzystane w czasie procesu tworzenia karty. Słowo daję, to jedno z najdziwniejszych wprowadzeń do planszówki, jakie przyszło mi czytać, brzmi niczym karkołomna próba nadania sensu czemuś kompletnie abstrakcyjnemu i zamiast udzielać odpowiedzi, prowokuje do stawiania fundamentalnych pytań - to kim my tutaj jesteśmy? że niby co robimy? o co w związku z tym toczy się rywalizacja? Rozgrywka to oczywiście fura kart z pięknymi obrazkami, ciekawostkami i autentycznymi nazwami elementów przyrody, jednak całość nie ma żadnego konkretnego spoiwa i wygląda jak patchwork zszyty z różnych słitaśnych materiałów (i nie, nie kupuję historii o budowaniu wyspy, na którą wskazuje gameplay). Trudno oprzeć się wrażeniu nafaszerowania gry taką ilością wszelakich odniesień do natury, że na konkretny temat zabrakło już miejsca. 1.5/5
ZASADY
Sercem rozgrywki jest zdobywanie i zagrywanie kart do chwili, gdy któryś graczy nie wypełni nimi jako pierwszy swojej prywatnej siatki wielkości cztery na cztery, co automatycznie zwieńczy zabawę. Podczas swojej tury zawodnik inicjuje wybraną akcję, po czym reszta grupy zobligowana jest do przeprowadzenia tej samej, ale w ograniczonym zakresie. Twórcy Earth zaoferowali nam możliwość zdobywania gleby (waluta w grze), odrzucania zbędnych kart na kompost, wzięcie nowych na nielimitowaną rękę, zagrywania wybranych na dowolne miejsce w siatce (nazywa się to "sadzeniem"), oraz umieszczanie nań kiełków (sześcianów) lub przyrostów (malutkich pieńków) zwieńczonych kapelusikami (sic!). Każda akcja ma swoją barwę i wywoła również wszystkie opcje widniejące na zagranych kartach tożsamego koloru, co przyniesie ich posiadaczowi dodatkowe VP na koniec rozgrywki lub przeróżne warianty wymienionych już przeze mnie możliwości (typu - wymień przyrosty na kiełki lub odrzuć kompost za dobranie kart z talii). Gracze posiadają dwa prywatne punktowane cele, jak i sześć wspólnych, nie ma tu toru punktów zwycięstwa i wszystko zliczamy dopiero po ostatniej turze. Typowy familijny tytuł dla każdego, otwarta rozgrywka i dziesiątki kombinacji prostych akcji, które w mig opanuje zarówno junior, jak i senior rodu. 2/5
OPRAWA GRAFICZNA
Gra jest niezwykle schludna, plansze są skromne, ale ładne, wszystko jest ujęte w przyjemne, pastelowe kolory. Obrazki na kartach to zgrabne zdjęcia przypominające jakościowo fotografie z encyklopedii przyrody, co może nie grzeszy oryginalnością, ale w sumie tutaj się sprawdza. Bardzo nieciekawie prezentuje się zaś okładka z tym pretensjonalnym pejzażem, który kojarzy mi się z wycmokanymi grafikami wypluwanymi przez AI. Od kwintesencji kiczu dzieli ją tylko brak jelenia i klucza ptaków na niebie, co nie zmienia faktu, że pudło aż razi po oczach i to niestety nie z powodu przedstawionego nań zachodzącego słońca. Sumarycznie za prezentację wystawię więc dwóję z plusem.
KOMPONENTY
Jakościowo spoko, plansze graczy, karty i znaczniki są w porządku, cieszę się również, że siatka do zagrywania kart jest umowna i nie musimy niczego dodatkowego rozkładać na stole. Sześciany jako sadzonki działają, ale ich prostota zupełnie nie licuje z pieńkami przyrostów, na szczytach których, bez względu na to, czy dotyczą grzybów, zbóż, czy drzew, osadzimy kapelusze. Rozumiem satysfakcję, jaką może czuć szczególnie młodszy zawodnik przy konstrukcji tej wieży, ale mnie takie rozwiązanie odrzuca - kilka cylindrów zwieńczonych czopkiem w kolorze nie wiadomo właściwie czego. Miało być projektowanie cudownego ekosystemu, a klecimy co najwyżej wybryk natury.

INTERAKCJA
Earth to jedna z tych gier, podczas której gracze wykonują swoje działania nie turowo, a więc jedno po drugim, ale symultanicznie. I ma to sens, bo przecież nikt tu nikogo nie przyblokuje, pobieramy karty z odwróconej talii, zawsze możemy powtórzyć akcję wybraną tuż przed nami, a rywalizujemy właściwie tylko o pierwszeństwo położenia naszego znacznika obok wspólnych kart celów (i to czasem dosłownie, więc bywa, że zadecyduje refleks). To pasjans totalny, grupowa rozgrywka solo, która mi osobiście przywołuje skojarzenia z takimi tytanami interakcji, jak Terraforming Mars: Ares Expedition, Voidfall, czy The Guild of Merchant Explorers. Zasłużona jedynka w pięciostopniowej skali.
ZALETY
To idealna pozycja na spokojne spędzenie czasu w ulubionym gronie i jako taka sprawdza się znakomicie. Earth jest świadomie pozbawiona wszelkiej negatywnej interakcji, tudzież interakcji w ogóle, każdy tura to korzyść dla wszystkich, toteż rozgrywka zapewnia poczucie nieustannej satysfakcji rodem z gierek na komórkę, gdzie co byśmy banalnego nie zrobili, to zewsząd sypią się monety i konfetti. Bardzo podobają mi się karty z ich nazwami oraz krótką notką informacyjną, zdjęcia są zwyczajnie piękne i zapewne doceni je każdy miłośnik przyrody. Przy okazji - talia jest wyjątkowo pękata, liczy sobie bodaj 364 pozycji, co nie dość, że jakoś wpływa na regrywalność tytułu, to jeszcze elegancko nawiązuje do cyklu naszej planety. Rozgrywka pozwala na pozostawienie śladu na stole, budowy siatki, stworzenia silniczka, który generalnie zawsze działa i pozwala wypełnić choć jeden cel przed zakończeniem zabawy. Jestem szczególnie wdzięczny twórcom za możliwość przeprowadzania akcji równocześnie przez wszystkich graczy, bo o ile w czasie pierwszych tur możemy treningowo obserwować poczynania innych w oczekiwaniu na własną kolej, to w dłuższej perspektywie byłoby to nie do zniesienia. Earth to też szczypta informacji plus miła otoczka, która może uwrażliwić młodsze pokolenie na przyrodę, nikt też nie odejdzie od stołu z mizernym wynikiem, tutaj wyzwaniem byłaby walka o jak najmniejszą zdobycz punktową. Pozycja oferuje też tryb kooperacyjny i dla jednego gracza (nie próbowałem, ale przy tym poziomie interakcji spodziewam się sprawnie działającego solo), a to wszystko w bardzo przystępnej cenie - używana kopia śmiga za niecałe sto złotych, raczej poniżej wartości tego, co znajdziemy w środku pudła. Instant buy dla miłośników tego rodzaju cukierkowych gier planszowych.

WADY
Choć, jak wspomniałem, jestem wdzięczny twórcom za możliwość symultanicznego grania jakie oferuje Earth, to w praktyce sprowadza się to do dość samotnego, pozbawionego jakiegokolwiek nadzoru egzekwowania akcji. Nikt tu nikogo nie sprawdzi, w efekcie czego system wodzi na pokuszenie, szczególnie, że każdy dziobie coś sam sobie bez okazji na choćby kontakt wzrokowy z innym uczestnikiem zabawy. Gra bardzo szybko staje się doświadczeniem indywidualnym, tylko uprzejmość nakaże nam zerknąć na czyjeś poczynania, bo cała uwaga skupi się na własnej planszetce. Nie musimy zresztą koncentrować się zbyt mocno, pamiętajmy bowiem, że ostatecznie do wyboru mamy jedną z tylko czterech akcji, w dodatku dość łopatologicznych i cyklicznie wywoływanych przez innych graczy. Przypomina to monotonną zabawę w kasynie na kilku jednorękich bandytach jednocześnie, gdzie każdy wysypuje z siebie pieniądze po pociągnięciu wajchy. Zawsze coś zyskujemy, odpalamy serię akcji z kart, ba - nawet gdy odrzucamy je z ręki, de facto zdobywamy VP. To już nie sałatka punktowa, ale cały stół szwedzki, z którego non stop przyjdzie nam się karmić (począwszy od setupu!).
Rozgrywka oferuje łącznie sześć kart celów dla gracza, przy czym każdy zależeć będzie od tego, co akurat nam wpadnie na rękę. Nasz wpływ na realizację owych zadań jest prawie zerowy, talia jest zakryta, możemy tylko dociągać z niej częściej i liczyć na szczęśliwy traf, co może być dla niektórych frustrującym doświadczeniem. Inna sprawa, że śledzenie jednocześnie wszystkich warunków do zdobycia punktów zwycięstwa jest praktycznie niemożliwe, tu trzeba by się rozdwoić, szczególnie, gdy liczba kart na ręce jest nieograniczona (i może liczyć kilkadziesiąt). Wydaje mi się to zresztą celowym zabiegiem twórców, którzy zapewnili tyle różnorodnych kart celów, by na pewno każdy - świadomie, lub nie, w końcu jakiś zrealizował. O ile może to nie przeszkadzać casualowym planszówkowiczom, ci głębiej zanurzeni w tym hobby mogą czuć się zniechęceni.
Autorzy Earth chełpią się ponad 25 tysiącami możliwości początkowego setupu graczy, których cele, zasoby początkowe oraz zdolności specjalne dobierane są z kart klimatu, wysp i ekosystemu. Brzmi imponująco, ale w gruncie rzeczy wnosi niewiele, skoro nasza strategia i tak determinowana jest przez czysty fart. Owa różnorodność zresztą nie różni się niczym od zdolności, które zaoferują nam zagrywane karty, toteż cały ten randomowy setup nie wpływa w dalszej perspektywie na kompletnie nic. Pamiętajmy też, że gra oferuje raptem sześć działań, przy czym odpalane akcje są tylko ich różnorodną mieszanką. Łatwo policzyć, iż możliwych kombinacji wcale nie jest tak dużo i przez całą rozgrywkę pojawi się poczucie powtarzania w kółko tych samych operacji, wymiany kiełków na przyrosty, kompostu na karty, kart na przyrosty, kiełków na kompost i tak dalej i tak dalej. Nuda, szczególnie na finiszu rywalizacji.
O ile gra posiada klimat i urok, to tematycznie jest pusta jak wydmuszka. Ewidentnie postawiono na pierwsze wrażenie, grubaśna talia, urocze zdjęcia, słodziaszny przytulaszny lisek na znaczniku pierwszego gracza, czy listki, wszystko przykrywające abstrakcyjny gameplay. Trudno mi wyjaśnić, co właściwie się dzieje w Wingspan, ale w porównaniu z Earth, to tam przynajmniej próbowałbym bronić przegranej sprawy.
Na koniec wspomnę tylko o rozszerzeniach, które - po pobieżnym zapoznaniu się z ich ofertą - tylko pogłębiają problemy. Abundance wprowadza bowiem akcje poboczne wspierające innych graczy, czy możliwość przeczesywania talii w poszukiwaniu karty z interesującą nas funkcją. Łatwa, nierywalizacyjna rozgrywka stanie się jeszcze bardziej trywialna i gdyby stworzyć milusiometr, to wskazówka wybiłaby ponad skalę...

OCENA KOŃCOWA
Jestem absolutnie przekonany, że Earth to nie jest gra dla mnie, przy czym cieszę się, że w ogóle istnieje. Familijne tytuły mają swój target i urok, zapewniają miłe spotkanie, często z najmłodszymi, tudzież gwarantują chill z drugą połówką, która stroni od rywalizacji na rzecz sadzenia kiełków. Ta pozycja doskonale wypełnia te zapotrzebowanie, ale osobiście nie mogę jej przyznać więcej niż trzy w dziesięciopunktowej skali. Za dużo w niej banału, zbyt hojnie szasta punktami zwycięstwa, oferuje tyle cukru w cukrze, że na pewnym etapie zaczyna nas po prostu mdlić. Większość osób, z którymi dzieliłem te zbyt długo toczące się partie, była zawiedziona, część od razu zapowiedziała nieobecność na wypadek organizowania kolejnych. Sam zasiadać do stołu znów nie zamierzam, a wszystkim planszówkowym miłośnikom przyrody zalecam lepsze spożytkowanie czasu - choćby przez bezpośredni kontakt z ziemią podczas spaceru.
3/10
BGG LINK
Comments