BALE I SKANDALE
- Kamil Kuklo
- 15 kwi 2024
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 29 paź 2024

Miniony tydzień był dla mnie wyjątkowo szczęśliwy jeśli chodzi o nowe tytuły, a szczególne podziękowania należą się Marcinowi, świetnemu partnerowi przy stole, który po raz kolejny ugościł naszą białostocką grupkę egzemplarzem ze swojej kolekcji. Bale i Skandale genialnego Reinera Knizia możecie teraz nabyć w sklepach, a czy w moim przypadku zamieniły się w szampańską zabawę, czy raczej nędzną domówkę - o tym w tekście poniżej.
TEMAT
Najprawdopodobniej coś przegapiłem i gra jest częścią jakiegoś większego świata, ale niestety bez tego kontekstu, którego wcale nie muszę znać, opowiedziana tutaj historia jest kompletnie bez sensu. Czytam o jakimś Żubrze, jego córce, balu, gdzie spotykają się gracze, raz o listach, raz majątku, którym będziemy szastać licząc na wpływy, jednym słowem mamy tu do czynienia z czymś wyjątkowo wydumanym i zupełnie pozbawionym logiki. Reiner Knizia to mistrz wyjątkowo sprytnych designów, na tyle dobrych, że nawet w totalnie abstrakcyjnej formie działają i bawią, ale na Boga już czasem lepiej machnąć coś sztampowego, niż silić się na bajkę o niczym. Jako adwokat diabła przypomnę jednak, że tytuł jest reimplementacją High Society, który równie nieprzejrzyście majaczył o sensie rozgrywki, ale jednak całościowo znaczył on nieco więcej, niż w przypadku Bali i Skandali. Jak stary belfer napiszę, że rozumiem, co autor miał tutaj na myśli, ale wyszło wyjątkowo koślawo i nieczytelnie. Dwójka na pięć.
ZASADY
Podręcznik to raptem kilka paragrafów wraz z przykładami - zawodnicy licytują odsłanianą kartę, która na koniec rozgrywki przyniesie punkty zwycięstwa, albo nas ich pozbawi. I tak, w zależności od jej negatywnego lub pozytywnego działania, gracze będą chcieli wygrać aukcję, by kartę zdobyć lub wprost przeciwnie - by uchronić się przed jej przyjęciem (wówczas ten, kto postawił najniżej, zostanie jej posiadaczem). Te tak zwane Skandale usuną jedną z wygranych przez nas kart, odejmą 5 VP tudzież podzielą nasz wynik przez dwa. Można by więc powiedzieć, że licytujemy cyfry, jakie na koniec do siebie dodamy, po czym ewentualnie pomniejszymy na skutek owych nieszczęśliwie zdobytych kar. Sama aukcja polega na wykładaniu dowolnej ilości kart z talii gracza, z czego każda jest innej wartości, do czasu, aż wszyscy, poza jednym, spasują. Należy przy tym pamiętać, iż ten, kto zostanie na koniec rozgrywki z ręką o najniższej sumie punktów, nie ma szans na zwycięstwo i jest automatycznie usuwany z grona pretendentów do wygranej. Ot i cała filozofia tytułu, żadnych mikro zasad, wariantów, niejasnej symboliki. Bale i Skandale to tytuł dla każdego, od mało rozgarniętego kilkulatka, po leciwego seniora, wszyscy załapią w mig o co biega. 1.5/5
OPRAWA GRAFICZNA
Nasz rodak Piotr Sokołowski włożył wiele serca w wizerunki na kartach i są naprawdę staranne, ale niestety kompletnie do mnie nie trafiają. Moje pierwsze skojarzenie to "O czym szumią wierzby", które w latach dziecięcych były dla mnie wyjątkowo disturbing i chyba coś mi z tego pozostało, bo się wzdrygam na widok płaza w żabocie czy kreta w garniturze. Piękne ilustracje na kartach graczy w sumie nie mają konkretnego znaczenia, to może być list, czek, albo zobowiązanie, zdecydowanie bardziej podobały mi się jasno określone sumy ujęte w poprzedniej High Society. Generalnie jakość tamtego designu, wybitna kreska w duchu art nouveau, to poprzeczka zawieszona wyjątkowo wysoko, nowe wydanie poszło w zupełnie innym kierunku i niestety poległo w konfrontacji z oryginalnym stylem. Ilustracje z Bali i Skandali chętnie widziałbym w bajce dla dzieci, a że zdecydowanie przedkładam szatę graficzną z 2018 nad żubra w mundurze, przyznaję grze średnie 2.5/5.

KOMPONENTY
Kartom nie brakuje niczego, wszystko mieści się w niewielkim pudełku, trudno znaleźć tu jakieś niedociągnięcia.
INTERAKCJA
Bale i Skandale to nieustanna licytacja, możemy kogoś podpuścić by wydał więcej, niż chce, albo stoczyć bezlitosny bój o jedną kartę, która sama może nam teoretycznie zapewnić wygraną. Nie ma tu wielu płaszczyzn, planszy głównej, czy planszetek, jest stół i jak w teksańskim pokerze albo blefujemy, albo jedziemy all-in. 5/5
ZALETY
Pan Knizia to geniusz, bo jak inaczej nazwać grę o licytacji punktów zwycięstwa? Całość jest banalnie prosta, kompaktowa, można tym uraczyć każdego, bez względu na wiek i doświadczenie w tym hobby, nauczanie i uczenie się zasad zdaje się czystą przyjemnością. Rozgrywka trzyma świetne tempo, licytacje są szybkie, często prowadzą do zabawnych sytuacji, gdy wszyscy przy stole wiedzą, że zdobywca karty wtopił w aukcję dużo za dużo, a mimo to robi dobrą minę do złej gry. Po jednej partii od razu chciałem spróbować kolejnej, ale nawet jeśli przyjdzie Wam zagrać i nie podzielicie mojego entuzjazmu to i tak wytrzymacie te dziesięć minut przy pięciu graczach, tego typu designy w zasadzie nigdy nie bolą. O oprawie graficznej wspomniałem - doceniam, nic więcej, szanuję też brak tekstu, co czyni tytuł przystępnym nawet dla najmłodszych.

WADY
Decydując się na tak dziwny temat, a co za tym idzie - dość specyficzne ilustracje, zastanawiam się, do jakiej publiczności kierowane było te wydanie. Ktoś powie, że High Society miało już tyle wcieleń, że każda interpretacja jest dobra, wliczając tą najnowszą. Jako grafik mam zapewne skrzywienie zawodowe i zbyt dużą uwagę poświęcam stronie wizualnej gry, ale mnie osobiście, jak brutalnie by to nie zabrzmiało, ta żaba na pudle odrzuca. Fabularny kontekst takiej prostej gierki też wydaje się wciśnięty na siłę, zupełnie jak zwierzak w kostium, w efekcie coś mi tu zgrzyta, nie pasuje i podczas rozgrywki bardzo szybko i nieświadomie wyrugowałem temat z głowy. I jeśli odrzeć design z kontekstu mamy tu uzupełnianie wzoru wygrywanymi na kartach cyframi - najpierw dodawanie, potem ewentualnie odejmowanie, mnożenie i dzielenie. I jakoś tak mi szkoda, że choć wszystko działa, to ogranicza się tylko do mechaniki, a nie skłania do jakiegoś wejścia w rolę podczas zabawy. Postawię też znak zapytania przy dwóch kwestiach, albowiem nie wiem, czy całość sprawdza się przy tylko trzech graczach i na ile jest to regrywalne po wielu partiach (mam nadzieję, że nie ma dominującej strategii). Może inni recenzenci wypowiadają się w tych kwestiach.

OCENA KOŃCOWA
Trudno jest ocenić grę, która choć zapewnia naprawdę fajną rozgrywkę, to jednak pozostawia we mnie duży niedosyt pod względem przedstawionej historii i oprawy graficznej. Gdyby zamiast Bali i Skandali ponownie wydano właściwie niedostępną na rynku High Society z 2018, brałbym w ciemno, szczególnie za cenę nowej wersji, bardzo zresztą przystępnej. I moja ostateczna punktacja sześć i pół wiąże się przede wszystkim z tym rozczarowaniem, które wcale nie musi być Waszym udziałem. Żeby była jasność, mechanicznie to prawdziwe cudeńko, takie naprawdę coś z niczego, nie wyobrażam sobie odmówić kolejnych gier, nawet gdyby miały zająć znaczną część spotkania. To jest lekka, przyjemna, sympatyczna karcianka, która przy odrobinie większej wyobraźni mogła stać się tym, czym jest Modern Art ze swoją prostotą, stylem i rewelacyjnym tematem (a mógł być Pan Kameleon, Pani Jaskółka i licytacje o muchy). Ten sam twórca, ten sam błysk, ale jakie opracowanie i klimat. Z pewnością Bale i Skandale dla niektórych będą idealne takie, jakie są, inni machną ręką na opowieść, bo jej nie potrzebują, mi natomiast przyniosły i zapewne przyniosą frajdę, a przy okazji pozwoliły odkryć oryginał, za którym chętnie rozejrzę się w sieci.
6.5/10
BGG LINK
Commentaires